22.08.2006 wtorek
O 7 pobudka, pani chodzi po przedziałach i budzi, daje kawę na śniadanie. Za oknem po lewo i prawo pustynia.. step? Piach i małe kępki trawy co jakiś czas.. Wydaje się, że piasek jest szaro-zielony. Płasko.. i nigdzie żadnego drzewka…
W końcu granica…wypełniamy deklaracje. Zatrzymujemy się …zmiana podwozia chyba? I odprawa celna. Jest 9.30. Przejeżdżamy na chińską stronę. Erlian – ostatni napis w normalnym alfabecie. Wysiadamy o godz.12.30.. snujemy się do wyjścia, gorąco.. plecaki ciężkie. Co dalej??? Rozpoznajemy faceta ze zdjęcia - on wskazuje nam grupę, która ma dalej jechać autobusem, jak my. Sami Europejczycy. Na razie mikrobusem zajeżdżamy na teren dworca autobusowego.. Tam wpakowujemy nasze bagaże do autobusu. To autobus nocny.. z miejscami leżącymi.. wszystkie tu stoją takie.. oby tylko nie pomylić.. Autobus jest bardzo czysty i nowoczesny. Trzy rzędy miejsc do spania, piętrowo, z pościelą. Odjazd dopiero za jakiś czas, więc możemy się poszwędać. Idziemy do pobliskiej knajpki, do WC.. jest strasznie.. wycofujemy się szybko bez używania. O 16 rusza autobus. Wyjeżdżamy na drogę, jest wąska i szutrowa.. więc nasza prędkość to 40 km/godz. Autobus trąbi, gdy przejeżdża obok lub wyprzedza kogoś.. nieważne czy to człowiek czy rowerzysta .. czy tir. Droga się zmienia w autostradę z szerokim jak pas ruchu poboczem. Krajobraz za oknami uległ zmianie. Zielono.. soczyście .. woda… drzewa. Za oknami szybko zapada wieczór. 20 godz. i już jest ciemno.
23.08.2006 środa
Koniec podróży. Wysiadamy przed 5 rano. Jesteśmy w Pekinie!!! Jakaś skośnooka dziewczyna pomaga nam w transporcie - razem jedziemy do centrum. Nasz hotel jest blisko centrum. Choć z nazwy to hostel, to ma wysoki standard .
Prysznic, śniadanie i ruszamy w drogę. Dziś mamy w planie Zakazane Miasto. Ruszamy pieszo. Jesteśmy przed godziną otwarcia.. ale kolejka już czeka do kas. Oglądamy mapy pałacu - tam jest 9000 pokoi!! Podobno wszystko trzeba zwiedzić, no i ogrody też. Wrażenie imponujące.. błyszczące w blasku słońca dachy z brązu… tłumy…sami Azjaci… giniemy wśród skośnookich. Dużo obiektów jest w rekonstrukcji, nie udostępnionych dla zwiedzających, ale tego co jest, wystarczy na cały dzień chodzenia. Wchodzimy przez bramę.. dalej 5 mostków, wybieramy ten środkowy.. cesarski. Ze zdziwieniem odkrywamy, że Zakazane Miasto jest otoczone fosą wodną. Mamy zamiar zobaczyć wszystko.. tak jak napisali w przewodniku.
Wychodzimy ok. 16.30… Dużo tej chińszczyzny jak na jeden dzień…i wędrujemy do biura informacji, gdyż chcemy kupić bilety do Xian. Odkrywamy, że najlepszą i bardzo tanią formą komunikacji po Pekinie są taksówki. Po drodze podziwiamy współczesną, bardzo nowoczesną architekturę Pekinu, wspaniałe budynki ze szkła i metalu.. po 30 pięter. Dworzec kolejowy Beijing West jest ogromny i nowoczesny, jak na filmach fantastycznych. Chyba nigdzie na świecie nie ma tak ogromnego i dobrze zorganizowanego... wielopiętrowy labirynt. Szukamy kas .. błądzimy wiele razy…to jest zawiłe i trudne. Pytamy wielokrotnie ludzi .. ale niestety nie znają angielskiego..
Jednak biletów nie kupujemy, to nie takie proste, decydujemy się w końcu na pośrednictwo naszego hotelu.
Wieczorem idziemy na moją urodzinową kolację. Prezent był wcześniej - namalowane na jedwabiu obrazy.. artystka sama je podpisuje na miejscu. Zamawiamy kaczkę po pekińsku, pokazując w menu, o co nam chodzi. Wybieramy jeszcze jakieś pędy z bambusa z grzybkami, 2 miseczki ryżu i kapustę na ciepło… Kucharz w ogromnej czapie wnosi półmisek z kaczką, jest ułożona w całości z szyją i głową. Do tego jakieś sosy i placuszki. Śmiechu co niemiara z tym jedzeniem pałeczkami, ale jakoś zjadamy. W lokalu jest bardzo głośno, wszyscy rozmawiają w dość hałaśliwy sposób.
24.08.2006 czwartek
Wstajemy nieco później, robimy pranie w hotelowej pralni. Potem chińskie śniadanko – niezbyt smaczne, ale tanie. Leniwie wyruszamy w miasto. Dziś wieczorem idziemy do chińskiego teatru. Mamy już zamówione bilety.
Do ogrodów Świątyni Niebios idziemy pieszo… ciągną się w nieskończoność. Jest to park Świątyni Niebios. Bardzo zadbany.. pełen ludzi …spacerujących, odpoczywających i śpiących na ławkach. Jest parno i gorąco. Mało cienia .. tylko od drzew i budowli. Nie spotykamy Europejczyków prawie wcale. Podziwiamy Tianatan – świątynię zwieńczoną trójpoziomowym dachem pokrytym glazurowanymi ciemnogranatowymi dachówkami - zbudowaną bez użycia gwoździa! Zwiedzanie całego parku trwa parę godzin. Chińczycy pozajmowali ławki w cieniu.. śpią ze zdjętymi butami. Co kraj, to obyczaj.. Z parku wędrujemy na chiński rynek. To właściwie 2 wysokie budynki z różnymi stoiskami. W alejkach towar ułożony jest tematycznie. I zaczyna się .. tego nie da się opisać.. to można tylko przeżyć. Negocjacje handlowe podnoszą poziom adrenaliny… W drugim budynku, na ostatnim piętrze - perły! W ilościach nieprzebranych.. jak w jaskini Ali Baby. Kamienie różne.. dużo korali.. i innych.. zielone, niebieskie, szmaragdowe.. turkusy.. Wychodzimy kupiwszy tylko kilka rzeczy, bo zakupy chcemy zrobić przed samym wyjazdem. Wracamy do hotelu i szykujemy się na przedstawienie. Teatr jest umiejscowiony w ogromnym hotelu, sam teatr tez jest wielki. Mamy miejsca na balkonie. Przedstawienie tradycyjne, piękne stroje.. więc jesteśmy usatysfakcjonowane. Portier hotelowy w białych rękawiczkach łapie dla nas taxi.. Damy jesteśmy, nie?
Jedziemy na deptak.. jakoś nie mamy ochoty wracać do hotelu. Szukamy nocnego rynku z jedzeniem (znanego z przewodnika). Znajdujemy. Widzimy chrupiące cykady na patyczkach i jeszcze całe mnóstwo innych „świństw”. Jemy wegetariańskie specjały.. to ogromny naleśnik z kiełkami soji, podsmażany.. pych. Potem po szaszłyku z baraniny i kokos na deser..