W Moskwie jesteśmy bardzo rano. Z przesiadkami dojechałyśmy na Dworzec Jarosławski … chcemy kupić bilety Irkuck - Ułan Bator i oddać plecaki do przechowalni.. W okolicach dworca tłumy ludzi…zimno i tłoczno.. pada. Biletów niet!!! No trudno, będziemy w takim razie próbować w Irkucku. Ruszamy na miasto. Krasnaja Płoszczad robi wrażenie, jest śliczna... Kreml widzimy na razie za murem... Stoimy w gigantycznej kolejce do mauzoleum Lenina.. W końcu docieramy do wodza.. „csiiiiiii” – ucisza niepokornych turystów oburzony strażnik… Cisza… powaga… co nas troszkę bawi… Marmury ..na ścianach, a Lenin jakiś niepozorny i wygląda jak z porcelany. Po wyjściu z mauzoleum idziemy na „obowiązkowe” zwiedzanie grobów zasłużonych pod murem Kremla. Obowiązkowe, bo inaczej nie da się iść. Oglądamy tablice pamiątkowe Stalin, Żukow, Dzierżyński.. itp. Kwiatki służbowe jednakowe przy każdej tablicy. No a potem - Sobór Wasyla Błogosławionego –rzeczywiście jak z bajki, przepiękne kopuły, przepiękne wnętrze… Robimy okrążenie po Placu przez GUM – dom towarowy robi na nas wrażenie… I jeszcze Sobór Kazański – mała cerkiew, w początkowej części placu. W środku przepiękne, stare ikony, całe wnętrze zapiera nam dech.. Zapalamy świeczki… Znów na Plac – po którym chodzi 2 Leninów, Stalin i jakiś car. Okrążamy Kreml – idziemy do muzeum im. Puszkina – impresjoniści SUPER!!! Przed muzeum widzimy Katedrę Chrystusa Zbawiciela, ale nie mamy już sił jej zwiedzić. Obok – śmierdząca stacja benzynowa, w oddali – pomnik Piotra Wielkiego, rzeczywiście wielki… Na Twierskiej – super, świetne delikatesy sprzed rewolucji – robimy zdjęcia bogato zdobionych wnętrz.. W końcu jedziemy na plac Czerwony obejrzeć go „by night”. Najbardziej imponująco wygląda GUM. Robimy foty i do metra. Jesteśmy strasznie zmęczone..
11.08.2006 piątek
Wstajemy 7 rano, idziemy na Kreml – niestety leje deszcz. Do Zbrojowni nie ma biletów – wykupione. Do południa zwiedzamy cerkwie Kremla, oglądamy największe na świecie dzwon i armatę, które nigdy nie były użyte… Potem idziemy na Arbat, pijemy czekoladę w Szokoładnicy, jemy bliny w knajpce Mju-Mju. Trafiłyśmy też na kwas chlebowy sprzedawany z cysterny. Pycha. Zwiedzamy stacje metra, które są rzeczywiście niesamowite. Perony zachwycają monumentalnością i organizacją komunikacji .. Marmury, żyrandole, sztukaterie… A przez megafony puszczane są komunikaty propagandowe, w stylu: „Bądźcie życzliwi.. Ustępujcie miejsce osobom starszym, inwalidom...”. Jedziemy do domu–muzeum Bułhakowa. Bardzo ciekawe i pomysłowe miejsce – takie muzeum/klub/kawiarnia – a także słynna „niecharoszaja kwartira”. Nogi bolą, ale jedziemy jeszcze zobaczyć Monastir Nowodziewiczyj – tylko z zewnątrz, bo już zmrok. Piękny.
Jedziemy na dworzec, żegnamy się z Moskwą. O 22.45 jesteśmy znów na Jarosławskim. Zapowiadają nasz pociąg - „Bajkał”, odbieramy plecaki, kupujemy wodę. Ciekawie wygląda zbierający się tłum na peronie. Niektórzy objuczeni różnymi pakunkami, całe rodziny… Jesteśmy same w 4-osobowym przedziale, ale nie za długo. Współpasażerowie to 2 Rosjanie. Chwilę rozmawiamy i się dowiadujemy, że jadą niedaleko. Wyczerpane kładziemy się szybko spać.
12-13.08.2006 sobota-niedziela
Dużo śpimy. Jesteśmy same w przedziale, więc robimy sobie na górnych łóżkach sypialnię, a na dole pokój dzienny Pod siedzeniem mamy schowki na bagaż. W wagonie jest dywan na korytarzu (ale przykryty szmatą) odkurzany 2 razy dziennie. Myją też podłogi, okna, jak się wysiada na stacjach to myją uchwyty do drzwi do wagonów. W pociągu jest ochrona / milicja. Dowiedziałyśmy się od naszej prowadnicy, że jest „sztabnyj wagon” i tam można wziąć prysznic za ok. 125 RUB. W wagonach jest ciepło, gra muzyka, włączają światło o 9 rano, zmniejszają o 22, żeby spać. Na przystankach, które trwają ok. 15-20 min. wszyscy wysiadają i szwędają się po peronie – gdzie znajduje się zawsze tabliczka z odległością od Moskwy. Są sklepiki z jedzeniem/piciem, są też i babuszki sprzedające swoje jedzenie (bliny, pielmieni, blincziki), ale rzadziej. Za oknem brzozy, brzozy, brzozy i step….. domy drewniane, malowane, kryte blachą, szaro.. nędznie. Dużo czytamy i śpimy. Mi na szczęście goją się rany odniesione podczas wycieczek po Moskwie - odcisk na stopie i stłuczony palec. Za oknami – lekcja geografii, mijamy rzeki: Kama w mieście Perm, Irtysz w Omsku, Ob – w Nowosybirsku, Jenisej – w Krasnajarsku.
14.08.2006. poniedziałek
Dziś ciepły, słoneczny dzień, chodziłyśmy letnio ubrane. A widoki?...teren bywał górzysty.. niebo jakieś inne niż u nas….chmury jakby białe akwarele rozmazane po niebie.. jakieś cienkie .. namalowane… Na stacjach pojawiły się sprzedawczynie. Kupiliśmy pierogi mięsem (takie jak nasze). Byłyśmy na obiedzie w restauracji pociągowej…. Natasza, kelnerka nie zjawiała się… dopiero, gdy kuchta krzyknęła „Nataszka!!!!!!!!!!!”, ta podeszła do nas i podała 1 jadłospis bardzo krótki i wymiętolony. Do wyboru stek i strogonow z ziemniakami puree. Ziemniaki chyba z proszku…żadnej surówki, niedobre.. podane na małych deserowych talerzykach. Na pocieszenie wypiłyśmy zimne piwko - Bałtika.
Syberia ..to lasy…lasy.. step.. Lasy to brzozy. Chcialabym przejść się po takim brzozowym lesie….
Jutro o 4.13 czasu moskiewskiego, czyli o 9.13 lokalnego będziemy w Irkucku.